O PÓŁNOCY

O PÓŁNOCY

sobota, 8 marca 2014

Rozdział czterdziesty trzeci.

   Jack rozejrzał się po sali. Szczególnie przyglądał się osobą w niej przebywającym. Chciał się upewnić, że nikomu nic się nie stało. Po kilku minutach z przerażeniem uświadomił sobie, że nie ma pośród nich trzech osób. Jeszcze kilka razy rozglądał się. Nie mógł sobie tego darować. Prawdę mówiąc, to jego wina, że tu byli, że zginęli. Rzeczywiście nie mógł być pewien, że nie żyją. Ale gdzie by się teraz podziewali?
   Oczywiście to, że te wszystkie wspaniałe istoty przybyły im pomóc, był to pomysł Alice. Ale ona nie zawiniła. To on powinien jej na to nie pozwolić. Popełnił straszny błąd, za który będzie musiał teraz zapłacić.
   Spojrzał na Eve. Stała wpatrzona w Cynthię. Czarownicę, tak potężną, że nawet śmierć nie powstrzymała jej przed wizytą u Rudej. Przyjrzał się jej. Była piękna. Może nie każdy by tak powiedział, ale według niego taka była. Z pewnością stwierdził, że w przeszłości była jeszcze ładniejsza.
   Spojrzał na Kate, która ze strachem spoglądała na Rudą. Uśmiechnęła się do niego i spojrzała na Aleksa. Wampir mrużył oczy i wpatrywał się w przeciwną stronę, niż reszta. Jack wzruszył ramionami i poszukał wzrokiem Alice. Na jej twarzy zobaczył spływające powoli łzy. Odwrócił wzrok i nagle usłyszał cichy, melodyjny głos.








. . .




   - Gdzie się wybierasz, Eve? - melodyjny głos wydobył się z dużych ust Cynthii. Eve milczała. Wpatrywała się w czarownicę z przerażeniem, a jej usta przypominały literę o. - Sporo czasu, prawda siostro? - zapytała i uśmiechnęła się szeroko.
   - Cynthia.... - szepnęła Eve, nie odrywając wzroku od jej twarzy. - Dlaczego? Jakim cudem się tu znalazłaś? Przecież nie żyjesz! - krzyknęła i skoczyła na nią.
   Czarownica uskoczyła i zarechotała jak żaba.
   - Eve, kochana! Chyba straciłaś swój dawny refleks. - rzekła i puściła do niej oczko.
   Ruda niezdarnie wstała i spojrzała na nią.
   - Co tu robisz? - zapytała ostro.
   - Jestem tu, by uratować życie mojego siostrzeńca. - powiedziała dumnie i wskazała na Petera.
   W sali zapanowała cisza. Eve spuściła głowę.
   - Chwileczkę! - wtrącił Peter. - Że niby co?! Jestem twoim... - przełknął głośno ślinę i spojrzał Cynthii w oczy. - ... siostrzeńcem?!
   - Tak. Eve nigdy nie wspominała, że jest moja siostrą?
   Dało się usłyszeć ciche szmery, szepty i westchnienia. Peter ukrył twarz w dłoniach i głośno westchnął.
   - Ok, już rozumiem! - powiedział i zwrócił się do wszystkich obecnych w sali: - Jeśli ktoś jeszcze ma mi coś do powiedzenia o mojej rodzinie, czy pochodzeniu, niech powie to teraz. Nie będę zaskoczony! - powiedział sarkastycznie i zatrzymał swój wzrok na Eve. - Matko? - gdyby słowa mogły zabijać, to niepozorne wypowiedziane przez Petera odesłało by Eve natychmiast w zaświaty.
   Ruda podniosła głowę i spojrzała na syna.
   - Rzeczywiście jesteś eksperymentem. Chodziło o to, że chciałam być pierwszym na świecie wampirem, który pocznie dziecko. Gloria... - Eve westchnęła, potarła dłonią czoło i kontynuowała: - zapewniała mnie, że pomoże mi to zrobić, ale pod pewnym warunkiem.
   - Jakim? - wtrącił niecierpliwie Peter.
   - Chciała zamieszkać w moim mieście - Dorationie - i robić tu cokolwiek jej się podoba. Jednak najważniejszym dla niej warunkiem było to, że dostanie ciebie na własność.
   Zmiennokształtny przekrzywił głowę i ponaglił ją niedbałym gestem.
   - Chciała, abym zezwoliła na wasz związek. Ja... - oblizała usta i rozejrzała się po sali. Zatrzymała wzrok na Jacku, który stał za jej synem i kręcił głową z niedowierzaniem. - Kondrad odradzał mi to. Kiedy Cynthia jeszcze żyła... - wskazała na czarownicę. - ... wręcz zabroniła mi podpisania tej umowy, ale ja ich nie posłuchałam. W tajemnicy podpisałam ją. - szepnęła i szybko dodała: - Myślałam wtedy, że cie nie pokocham, że oddam cię pod jej opiekę i nie będziesz mnie obchodzić!
   Chłopak zaśmiał się głośno. Podszedł do niej i spojrzał jej głęboko w oczy.
   - Nienawidzę cię. - szepnął.





. . .




   Ruda długo klęczała przed nim i błagała o wybaczenie. Na twarzach osób obecnych w sali widziała pogardę i wstręt, ale nic jej to nie obchodziło. Chciała jakoś się uratować. Była pewna przyszłej, szybkiej śmierci, jeśli nic nie zrobi. Peter ją wyśmiewał. Śmiał jej się w żywe oczy, wypominał wszystko co mu zrobiła, jej zachowania. A ona wszystko to wytrzymywała.
   Instynkt samozachowawczy. Liczyło się tylko to, by przeżyć. Nikt nigdy wcześniej nie zasadził na niej takiej pułapki. Do cholery, on był jej synem! Jak mógł jej coś takiego zrobić?! Jak mógł pozwolić na jej śmierć.
   Przez moment pomyślała, że ona zdradziła go pierwszy raz, decydując się na eksperyment.Po krótkich rozważaniach - po prostu - odrzuciła od siebie tą myśl. Nawet jeśli była to zdrada, była ona wytłumaczona, a on? Powinien to zrozumieć i ją zostawić w spokoju.
   Kiedy się narodził, wiedziała, że nie będzie taki jaki miał być. Miał być idealnie taką samą osobą jak ona. Żądną władzy i krwi. Skorej do walki. Peter okazał się miłym chłopakiem, walczącym o pokój. Oczywiście udawało jej się przekonywać go do zbrodni, ale to go nie zmieniło. Teraz uświadomiła sobie, że to wszystko było skutkiem pozwalania Glorii, załatwiania tego tak jak ona tego chciała, a nie według jej wymogów. Idiotka.
   Właściwie od kiedy zaczęła go błagać i mówić jaki to on jest dla niej ważny, jak bardzo go kocha - cały czas kłamała. Prawdę mówiąc kłamała, gdy tylko otwierała usta. On - jej syn - już się nie liczył. A patrząc na to z perspektywy czasu... Chyba nigdy Peter się dla niej nie liczył i nigdy go nie kochała.
   Kiedy zobaczyła Cynthię - jej siostrę - w chwili, kiedy prawie udało jej się uciec, wiedziała, że to pogorszy sytuację. Spojrzała na nią. Uśmiechała się z wyższością i kiwała głową z pogardą. Ruda miała ochotę odstrzelić jej głowę.
   - Wybacz mi! - krzyknęła, prawie szlochając.
   Wtedy z tłumu wyjawił się Alhari i sprawy przybrały zły obrót.






. . .




   - Eve, dosyć tego! - Alhari stanął naprzeciwko niej i krzyknął: - Naprawdę jesteś tak ślepa i nienormalna?!
   Ruda nie widziała co na to odpowiedzieć. Rozejrzała się niepewnie. Peter stał niedaleko za Alharim i przyglądał jej się badawczo.
   - Przez ciebie zginęło tysiące ludzi! I nie tylko ludzi, także istoty magiczne traciły życie przez twoje idiotyczne hmm... humory?! Zmieniałaś swoich podwładnych w potwory, wykorzystywałaś ich!. Eve, do cholery! Wykorzystałaś swoje dziecko, aby zdobyć większą władzę i sławę! - krzyknął. Obrócił się i spojrzał przepraszająco na Petera. Ten skinął mu głową. - Po tym i po wielu innych rzeczach, których nie wymieniłem, masz czelność prosić go o wybaczenie? - zapytał z zaciekawieniem. - Wiesz, według mnie... śmierć powinna być dla ciebie zbawieniem. -  syknął i odwrócił się.
   Eve skoczyła mu na plecy. Alhari odrzucił ją. Zaczęła znów uciekać, kiedy Cynthia po raz drugi przesłoniła jej jedyną drogę ucieczki, rzuciła się na kolejne osoby. W jednej chwili wszyscy spojrzeli na Petera. Chłopak odbił się i podskoczył wysoko. Najbliżej stojący Alex uderzył Eve w plecy czymś ciężkim. Ruda upadła, gdy przewróciła się na plecy jej syn naskoczył na nią. Zbliżył twarz do jej ucha i szepnął:
   - Bez ciebie będzie nam lepiej.
   I wbił jej kołek w serce.

4 komentarze: